Nie wiem czy aktor poznał swoj horoskop urodzeniowy, jednak czytając wywiad z nim , odnoszę wrażenie ze mimochodem opowiada o nim , definiując z wielka precyzja DOM posadowienia Słońca , kluczowy w zrozumieniu naszej roli w życiu….
Podpowiem tylko, ze dom ten cieszy się” złą sławą” , niezasłużenie ! Ale posłuchajmy samego zainteresowanego , cytuje najciekawsze fragmenty wywiadu Małgorzaty Domagalik z Pawłem Małaszyńskim , zamieszczonego w w magazynie „Pani” .
Niechętnie zgadza się Pan na rozmowy. Za mało emocji?
– Od zakończenia zdjęć do „Misji Afganistan” nie mam miłych wspomnień, jeśli chodzi o prasę.
Bo?
– Bo dziennikarze nie chcą rozmawiać o rzeczach dla mnie ważnych. Idzie o to, aby magazyn lepiej się sprzedał. Oszukano mnie parę razy.
Ale przecież Pan autoryzuje wywiady.
Tak, ale ostatnio nie puszczono tego, co powiedziałem, bo było za ostro, za ciemno. Musi być ładnie, przyjemnie.
A tak serio, dlaczego Pan się tak rzadko publicznie śmieje?
– Bo mi obrzydło uśmiechanie się na ekranie na zawołanie.
Ale to zawodowstwo…
– W pewnym sensie, ale ja lubię się śmiać naturalnie. Wiele kolorowych pism nie przyjmuje zdjęć, na których Małaszyński się nie uśmiecha.
Na których jest ponury?
Nie chcą takich. Muszę być piękny, jasny, uśmiechnięty.
Jest tu jakaś sprzeczność z rzeczywistością?
– Tak, zwłaszcza że kręgosłup mężczyzny już dawno mi się mocno wykształcił. Niestety poprzez swój medialny wizerunek, rolę w serialu zaczynasz być naznaczony, określony – szkoda. Najczęściej chcą mnie widzieć takim, jakim jestem na ekranie, a ja nie chcę. Trzeba się umówić, czy bawimy się w postać z serialu, czy w Pawła Małaszyńskiego. Jeśli to drugie, to Paweł Małaszyński nie jest uśmiechniętym, wesołym człowiekiem.
Nie istnieje także Małaszyński bywający.
– Nie istnieje. Nie wierzę, że bywanie może w czymś pomóc (śmiech).
Na bankiecie załatwia się przecież interesy, role…
– Nigdy nie byłem świadkiem czegoś takiego. Mnie to nie pasuje, to nie moje klimaty. Dobrze się czuję w swoim rockowym towarzystwie i nie muszę bywać, żeby być.
A teraz na jakim Pan jest etapie?
– Rozdwojenia jaźni? (śmiech)
No, nieźle. A do kogo jest Pan podobny?
– Wrażliwość mam po mamie, upór i dążenie do celu po tacie, a z wyglądu jestem podobny do ojca mojej matki, śp. dziadka Tadeusza – jak patrzę na zdjęcia w mundurze.
Gdybyśmy przełożyli te emocje na obrazek, to idzie pan drogą po horyzont, nie widać końca.
– To jest to. To moja droga od dzieciństwa. Proste, ale i trudne – ciągłe poszukiwanie wolności. Prawdziwej w każdym tego słowa znaczeniu. Duchowej i materialnej. Nie jest to łatwe…
Ale tak charakterologicznie to to, że jest pan nerwowy, mało kontaktowy, naburmuszony, zwłaszcza jeśli chodzi o dziennikarzy.
– To chyba obopólna „miłość” (śmiech). Dwa lata nie było mnie w telewizji. Z tym, co się teraz dzieje, absolutnie się nie zgadzam, to nie jest moja bajka, nie moja wrażliwość, nie wchodzę w to.
I dlatego uchodzę za kogoś spod ciemnej gwiazdy.
Typa…
– …gbura itd. Nie walczę z takimi opiniami i nie mam z nimi problemu.
Stąd znowu blisko do wolności.
– Trzeba mieć naprawdę mocną wiarę w to, co się robi i co się chce zrobić, żeby nie spaść na dno.
A mistycyzm ?– Jest bardzo ważny w moim życiu, dlatego że stymuluje moją podświadomość i świadomość. Pozwala mi żyć w rzeczywistości, od której się odbijam. Moja wyobraźnia nie rozumie rzeczy niemożliwych, tak jak rzeczywistość nie rozumie mnie. Dlatego ujście mam w pisaniu tekstów i malowaniu obrazów.
Maluje pan?
– Tak, za pośrednictwem tekstów i muzyki maluję obrazy – sytuacje, stany emocjonalne, które pozwalają mi przetrwać. To jest moje. Sam jestem w stanie kreować państwa, miasta, religie, prawa, którymi się rządzą. Bramy tego miasta są bardzo szeroko otwarte. Natomiast bramy mojego ogrodu już nie… Rzadko kogoś tam wpuszczam.
A jak już pan wpuści?
– To zależy, jak ten ktoś zadba o mój ogród albo na ile ja mu tam pozwolę zagościć. Zazwyczaj stymuluję się takimi sytuacjami, które pozwalają mi tworzyć. Traktuję tego kogoś jak pretekst, muzę, która jest mi potrzebna, ale jest to obopólna korzyść, bo jeżeli kogoś już naprawdę tam wpuszczę…
…do ogrodu?
– To staram się, by obie strony były dokarmione.
Inne słowo na „m” jak „melancholia” też pana określa?
– Czarna melancholia. Dobrze mi z nią. Widzę świat tak, jak chcę go widzieć w danej chwili, ubieram go w symbolikę, w mistycyzm. Jakaś kraina wiecznych łowów czy pusta autostrada prowadząca donikąd, poszukiwanie wolności i dzikie pustkowia. Jest tam też światełko w tunelu. Nie jestem w stanie skrzywdzić samego siebie. Nie zmierzam do destrukcji.
Bo chce pan żyć wiecznie.
– Absolutnie.
W kręgu pańskich zainteresowań jest też Genet, to znowu dosyć ponure towarzystwo…
– Półmrok zawsze mnie pociągał. Być może dlatego Genet tak do mnie przemówił, potem Baudelaire, Rimbaud. Przyznam, że mało czytałem w liceum, bardziej interesowałem się muzyką rockową. Historię teatru poznałem dopiero w szkole teatralnej, pochłaniałem tysiące książek na temat teatru amerykańskiego, elżbietańskiego. Zawsze interesowały mnie rzeczy niejasne, połamane, nieokreślone, nierzeczywiste, trochę w tym było gotyku, trochę fantasy i gdzieś w tym zacząłem określać siebie samego.
To jest już zbalansowane?
– Cóż, każdy nosi swój krzyż na barkach.
Pan codziennie?
– Tak.
To coś znaczy?
– Jak najbardziej.
Co takiego?
– Nie powiem (śmiech).
To tak jak te drzwi zamknięte do ogrodu?
To takie moje, powiedzmy moja droga krzyżowa. To musi być podarowane przez drugą osobę, podobnie jak dream catchers, czyli łapacze snów. Robione oryginalnie, najczęściej z wikliny, też muszą być podarowane. Takich rzeczy nie wolno samemu kupować i wieszać. Ja w to wierzę.
Kto wie, może w końcu rozkwitnie, bo troszeczkę jest zaniedbany (śmiech). Dziennikarze zazwyczaj nie chcą o tym rozmawiać… Ma być ładnie, przyjemnie, jak kocham żonę, a ja tu opowiadam o jakichś swoich stanach emocjonalnych, o jakimś zespole.
Ale przecież ten ogród im bardziej zarośnięty, tym bardziej jest ciekawy.
– Każdy ma swój świat, do którego od czasu do czasu wpuszcza. Trzeba to tylko troszeczkę kontrolować.
Kiedy ostatnio pomyślałeś: fajne jest to życie?
– (Śmiech) Nie pamiętam.
…………………
Życie jest ogólnie ryzykowne i stany emocjonalne są ryzykowne. Niedobrze, kiedy przejmują nad tobą kontrolę, ale często tak się dzieje. Jestem im jednak za to wdzięczny, bo powodują, że czy się śmieję, czy płaczę, czy cierpię, to czuję, że żyje….
Podsumowujac : Wizerunek ponuraka i gbura ,wynioslego i kaprysnego to „sprawka” Saturna w koniunkcji z ascendentem .Sklonnosci do „posiadania swojego swiata” tajemniczego ogrodu to oczywiscie Slonce i Wenus w Raku i 12 domu .Raczy introwertyzm plus Rybie marzycielstwo i potrzeba „ocalenia swiata marzen” – nigdy nie jest latwe, lecz wybor artystycznego zawodu pozwala zmniejszac rozdzwiek pomiedzy REALEM i skrzeczaca banalna rzeczywiostoscia a kruchym , onirycznym neptunowym obszarem gdzie „wszystko jest mozliwe”.Zamilowanie do mundurow i wojskowosci to zasluga nie tylko tradycji rodzinnych , ale Marsa w Lwie w 2 domu wyznawanych wartosci.Mars w kwadracie do Jowisza w Byku ( rezydujacego w 10 domu kariery )zaswiadcza ze aktora nie interesuje „latwy sukces” i odcinanie kuponow, w zasadzie swoim zachowaniem moze dzialac na przekor i niweczyc okazje zawodowe! .I tu ocena wspolpracownikow min” trudny” , „zasadniczy” , „wyniosly” , moze przylegac do aktora niczym ciasny gorset , ograniczajac swobode wyboru rol…
Muzyczna pasja nie jest „kaprysem” , Neptun w Strzelcu i 5 domu skazuje Malaszynskiego na proby w tej materi, swoista to arteterapia jak sadze …Aktor barykaduje sie przed swiatem , na zasadzie „ochrony swej wrazliwosci za wszelka cene ” , gdyz ta jest ponadprzecietna …